28 wcieleń Padmy
2020-02-01
Mało który suplement diety może pochwalić się tak pasjonującą historią swojego powstania. Jego losy rozpoczynają się kilka wieków temu w Tybecie, wędrują przez Buriację do Rosji, potem do Polski, żeby zakończyć się w małym szwajcarskim miasteczku. I w dodatku w tej całej pogmatwanej historii niebagatelną rolę odegrał polski lekarz.
Gdyby zapytać przeciętnego Szwajcara, gdzie leży miejscowość Wetzikon, raczej nie wiedziałby. Ale już słowo: „Padma” mówi mu wiele więcej. Od końca lat 60-tych ten suplement diety oparty o tybetańską recepturę, zagościł na dobre w szwajcarskich domach. No dobrze, ale gdzie Tybet, a gdzie Wetzikon (położony kilkanaście kilometrów na wschód od Zurich)? Jak tybetańska formuła dotarła do kraju banków i zegarków z kukułką?
Królowa bez czepka
Pierwsze zaskoczenie po otwarci drzwi fabryki Padmy w Wetzikonie to ... flaga wolnego Tybetu powieszona pod sufitem. I zapach. Charakterystyczny, mocny, ziołowy, czasami zapierający dech w piersi. Ten zapach towarzyszy do końca zwiedzania fabryki. Czuł go i Dalajlama, który odwiedził fabrykę w 2005 roku i królowa Elżbieta, która jako jedyna nie przykryła swoich włosów obowiązującym fizelinowym czepkiem. Fabryka to tylko kilka niepozornych pomieszczeń, ale wyposażonych w nowoczesne maszyny, których wydajność jest niezwykła. Dziennie wytwarzają i pakują kilkadziesiąt tysięcy kapsułek z tybetańskimi ziołami. – Nasza fabryka jest unikalna na świecie: jako jedyni produkujemy suplement oparty o tradycyjną tybetańską formułę, ale przestrzegając wszystkich nowoczesnych procedur i kontroli jakości – mówi Herbert Schwabl, właściciel firmy, Austriak, matematyk i fizyk.
W biurze firmy ma olbrzymią bibliotekę, w której – ma się wrażenie – jest wszystko, co zostało wydane na temat tybetańskiej medycyny. I w dodatku – we wszystkich językach świata. Jest ogromny księgozbiór rosyjski, ale także książki pisane po polsku sto lat temu. Można zobaczyć także mnóstwo nazwisk polskich lekarzy, których w latach 80-tych zainteresowała medycyna tybetańska. Skąd się wzięły te nazwiska?
Zacznijmy od początku.
Esence of Nectar
Tysiące lat temu Tybetańczycy sporządzili listę receptur, którą nazwali „Esencją nektaru”. Na 28 miejscu tej listy widniała mieszanka, którą później nazwano Padmą. Na początku XIX wieku ten tajemniczy spis wraz z lamą-lekarzem o imieniu Sul-Tim-Badmą trafia do Buriacji (dziś granicząca z Mongolią republika autonomiczna Federacji Rosyjskiej). Stamtąd trafiła do Petersburga. Jako własność polskiego lekarza Włodzimierza Badmajewa (w jego rodzinie przez pięć pokoleń zajmowano się medycyną tybetańską i ajurwedyjską)., który uciekał przed rewolucją październikową do Polski, przewieziona zostaje do Warszawy. To właśnie tutaj, w nieistniejącym już budynku przy Alei Róż, Badmajew leczy ludzi, także tybetańskimi ziołami. Jak się okazje – z sukcesem. Przed śmiercią przekazuje recepturę Piotrowi, swojemu synowi, który właśnie został chirurgiem. Przychodzi rok 1954, kiedy podczas konferencji w Szwajcarii, Karl Lutz, pewien szwajcarski farmaceuta uważnie przysłuchuje się wykładowi polskiego benedyktyna ojca Cyryla (którego dzieła znajdują w bibliotece Padmy w Wetzikonie). Przez Cyryla trafia do Piotra Badmajewa, który wyciąga zakurzone receptury. Lutz, nie byłby szwajcarskim farmaceutą, gdyby nie kupił od Badmajewa receptur i nie zlecił wyprodukowania kilku lekarstw na ich podstawie. Okazuje się, że receptura zapisana pod numerem 28 dała lek niesłychanie skuteczny w leczeniu niedrożności tętnic. W 1978 roku receptura nr 28, nazwana przez Lutza - Padmą (z tybetańskiego: kwiat lotosu), zostaje w Szwajcarii dopuszczona do obrotu jako lek. Karl Lutz staje się szefem założonej przez siebie firmy farmaceutycznej Padma AG, zajmującej się produkcją tybetańskiej formuły.
Walizka pełna Padmy
W tym momencie na arenę wydarzeń wkracza ponownie pierwiastek polski. Na jednym z kongresów w połowie lat 70-tych Lutz poznaje profesora Witolda Brzosko, bardzo zdolnego immunologa, wirusologa i hepatologa z Warszawy. Brzosko był już wtedy doświadczonym lekarzem, miał za sobą pobyt w USA na stypendium Fundacji Rockefellera. Po otrzymaniu tytułu naukowego profesora w 1972 roku, został Kierownikiem Zakładu Immunopatologii Instytutu Chorób Zakaźnych i Pasożytniczych AM w Warszawie. Dzisiaj, wraz z profesorem Adamem Nowosławskim są uważani za pionierów tworzenia na świecie nowego działu medycyny – immunopatologii. Pracowali nad udoskonalaniem diagnostyki i opracowania testów, pomocnych w rozpoznaniu wielu chorób zakaźnych, pasożytniczych i wirusowych.
Lutz, wyczuwając w Brzosce duszę pioniera, zaprosił go do wspólnych badań nad Padmą. Polski lekarz wkrótce przekonał się do lekarstwa. Tym bardziej, że jego badania, a także opinie pacjentów – potwierdzały skuteczność.
– Jak na tamte czasy był wizjonerem, kompletnie niezrozumiałym dla swojego środowiska. Kto wówczas w Polsce słyszał o medycynie tybetańskiej? – wspomina Hebert Schwabl, wówczas młody pracownik Padmy, pokazując prace Witolda Brzosko i jego współpracowników pisane na maszynie i bindowane jeszcze w latach 80tych. – Pamiętam profesora, jak przyjeżdżał do nas z walizką po Padmę dla swoich pacjentów.
Schwabl zdawał sobie wówczas sprawę, że Brzosko idzie pod prąd. Dopiero trzydzieści lat później w Polsce ktoś użyje stwierdzenia „medycyna holistyczna” i zacznie się mówić o indywidualnym podejściu do pacjenta. Brzosko był przez mu współczesnych niezrozumiany i często krytykowany komu bowiem przyszło do głowy, żeby w latach 80 tych lekarz zajmował się ziołolecznictwem. Była to domena słynnego ojca Klimuszki, ale nie poważnego medyka! Poważni lekarze leczyli antybiotykami. Brzosko wiedział swoje: dla równowagi zdrowotnej organizmu niezwykle istotna jest dobra współpraca trzech układów: nerwowego, hormonalnego i odpornościowego. Czyli: odporność wpływa na hormony, hormony na odporność, a układ nerwowy na odporność i hormony. Ale to nie był powszechny sposób myślenia. Niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że długotrwały i silny stres może doprowadzić do osłabienia organizmu i poważnej choroby. I że organizm można w tym wspomóc. Niezrażony niezrozumieniem Witold Brzosko napisał w swojej książce: „Padma jest lekiem, który zainspirował moje filozoficzne, holistyczne postawy lekarskie i ukształtował nowe pojęcie o zdrowiu i chorobie”. Uparcie kontynuował badania: opublikował ponad 500 prac naukowych z zakresu patologii, immunopatologii i medycyny klinicznej. Interesował się także innymi roślinami, minerałami i ich wpływem na człowieka. Powtarzał, że chcąc pomóc chorym, nie można leczyć tylko objawów choroby, ale przede wszystkim jej przyczyny. Co jakiś czas jeździł do Szwajcarii po Padmę, a po powrocie – pacjenci dopominali się o swoje leki. W końcu doprowadził do tego, że w 1992 roku Padma została zarejestrowana w Polsce i można było sprzedawać ją oficjalnie. Jest na rynku do tej pory i ma rzeszę wiernych fanów. Właśnie rośnie trzecie pokolenie dzieci w rodzinach, w których zażywa się ten preparat.
– Pamiętam, że cieszył się jak dziecko, kiedy mu się to udało – wspomina Herbert Schwabl.
Umarł dziewięć lat później – w pamięci wielu ludzi zachował się jako lekarz, który wysłuchiwał cierpliwie pacjentów i nie traktował ich jako kolejnych przypadków.
Poczuj ten smak
W szwajcarskiej siedzibie Padmy można posmakować ziół wchodzących w skład poszczególnych receptur. Jest tu m.in. lukrecja, cynamon, goździki, kardamon.
– Tybetańczycy opisują smak w sposób o wiele bardziej zróżnicowany niż ludzie Zachodu, potrafią określić, jak smak zmienia się w ustach i np. ze słodkiego staje się gorzki – mówi Herbert Schwabl. – Nic dziwnego, lekarze tybetańscy opisują smak i właściwości rośliny lub mieszanki, oraz efekty jej działania według własnego systemu diagnostycznego, bo uważają, że smak rośliny decyduje o jej właściwościach leczniczych.
Dlatego wszystkie zioła wchodzące w skład produktów Padma A.G. są bardzo dokładnie badane i rosną na specjalnych certyfikowanych plantacjach. – Mógłbym, oczywiście, snuć piękne historie na temat, tego, jak wspaniale nam się współpracuje z rolnikami na całym świecie i jak świetnych dostarczają nam produktów. Prawda jest taka, że czasami musimy zerwać współpracę, bo zioła nie spełniają standardów, do których jesteśmy zobowiązani – mówi Herbert Schwabl.
Dalajlama, siedem lat przed wizytą w fabryce Padmy, uczestniczył w Pierwszym Światowym Kongresie Medycyny Tybetańskiej w Waszyngtonie. Podkreślił wtedy, że należy życzyć sobie poddania tradycyjnych receptur tybetańskich testom według procedur nowoczesnej medycyny Zachodu. Dodał, że medycyna tybetańska jest skuteczna oraz że powinna służyć nie tylko Tybetańczykom czy buddystom, lecz także wszystkim ludziom. Dzięki Padmie jest na to szansa.
Krystyna Romanowska
Królowa bez czepka
Pierwsze zaskoczenie po otwarci drzwi fabryki Padmy w Wetzikonie to ... flaga wolnego Tybetu powieszona pod sufitem. I zapach. Charakterystyczny, mocny, ziołowy, czasami zapierający dech w piersi. Ten zapach towarzyszy do końca zwiedzania fabryki. Czuł go i Dalajlama, który odwiedził fabrykę w 2005 roku i królowa Elżbieta, która jako jedyna nie przykryła swoich włosów obowiązującym fizelinowym czepkiem. Fabryka to tylko kilka niepozornych pomieszczeń, ale wyposażonych w nowoczesne maszyny, których wydajność jest niezwykła. Dziennie wytwarzają i pakują kilkadziesiąt tysięcy kapsułek z tybetańskimi ziołami. – Nasza fabryka jest unikalna na świecie: jako jedyni produkujemy suplement oparty o tradycyjną tybetańską formułę, ale przestrzegając wszystkich nowoczesnych procedur i kontroli jakości – mówi Herbert Schwabl, właściciel firmy, Austriak, matematyk i fizyk.
W biurze firmy ma olbrzymią bibliotekę, w której – ma się wrażenie – jest wszystko, co zostało wydane na temat tybetańskiej medycyny. I w dodatku – we wszystkich językach świata. Jest ogromny księgozbiór rosyjski, ale także książki pisane po polsku sto lat temu. Można zobaczyć także mnóstwo nazwisk polskich lekarzy, których w latach 80-tych zainteresowała medycyna tybetańska. Skąd się wzięły te nazwiska?
Zacznijmy od początku.
Esence of Nectar
Tysiące lat temu Tybetańczycy sporządzili listę receptur, którą nazwali „Esencją nektaru”. Na 28 miejscu tej listy widniała mieszanka, którą później nazwano Padmą. Na początku XIX wieku ten tajemniczy spis wraz z lamą-lekarzem o imieniu Sul-Tim-Badmą trafia do Buriacji (dziś granicząca z Mongolią republika autonomiczna Federacji Rosyjskiej). Stamtąd trafiła do Petersburga. Jako własność polskiego lekarza Włodzimierza Badmajewa (w jego rodzinie przez pięć pokoleń zajmowano się medycyną tybetańską i ajurwedyjską)., który uciekał przed rewolucją październikową do Polski, przewieziona zostaje do Warszawy. To właśnie tutaj, w nieistniejącym już budynku przy Alei Róż, Badmajew leczy ludzi, także tybetańskimi ziołami. Jak się okazje – z sukcesem. Przed śmiercią przekazuje recepturę Piotrowi, swojemu synowi, który właśnie został chirurgiem. Przychodzi rok 1954, kiedy podczas konferencji w Szwajcarii, Karl Lutz, pewien szwajcarski farmaceuta uważnie przysłuchuje się wykładowi polskiego benedyktyna ojca Cyryla (którego dzieła znajdują w bibliotece Padmy w Wetzikonie). Przez Cyryla trafia do Piotra Badmajewa, który wyciąga zakurzone receptury. Lutz, nie byłby szwajcarskim farmaceutą, gdyby nie kupił od Badmajewa receptur i nie zlecił wyprodukowania kilku lekarstw na ich podstawie. Okazuje się, że receptura zapisana pod numerem 28 dała lek niesłychanie skuteczny w leczeniu niedrożności tętnic. W 1978 roku receptura nr 28, nazwana przez Lutza - Padmą (z tybetańskiego: kwiat lotosu), zostaje w Szwajcarii dopuszczona do obrotu jako lek. Karl Lutz staje się szefem założonej przez siebie firmy farmaceutycznej Padma AG, zajmującej się produkcją tybetańskiej formuły.
Walizka pełna Padmy
W tym momencie na arenę wydarzeń wkracza ponownie pierwiastek polski. Na jednym z kongresów w połowie lat 70-tych Lutz poznaje profesora Witolda Brzosko, bardzo zdolnego immunologa, wirusologa i hepatologa z Warszawy. Brzosko był już wtedy doświadczonym lekarzem, miał za sobą pobyt w USA na stypendium Fundacji Rockefellera. Po otrzymaniu tytułu naukowego profesora w 1972 roku, został Kierownikiem Zakładu Immunopatologii Instytutu Chorób Zakaźnych i Pasożytniczych AM w Warszawie. Dzisiaj, wraz z profesorem Adamem Nowosławskim są uważani za pionierów tworzenia na świecie nowego działu medycyny – immunopatologii. Pracowali nad udoskonalaniem diagnostyki i opracowania testów, pomocnych w rozpoznaniu wielu chorób zakaźnych, pasożytniczych i wirusowych.
Lutz, wyczuwając w Brzosce duszę pioniera, zaprosił go do wspólnych badań nad Padmą. Polski lekarz wkrótce przekonał się do lekarstwa. Tym bardziej, że jego badania, a także opinie pacjentów – potwierdzały skuteczność.
– Jak na tamte czasy był wizjonerem, kompletnie niezrozumiałym dla swojego środowiska. Kto wówczas w Polsce słyszał o medycynie tybetańskiej? – wspomina Hebert Schwabl, wówczas młody pracownik Padmy, pokazując prace Witolda Brzosko i jego współpracowników pisane na maszynie i bindowane jeszcze w latach 80tych. – Pamiętam profesora, jak przyjeżdżał do nas z walizką po Padmę dla swoich pacjentów.
Schwabl zdawał sobie wówczas sprawę, że Brzosko idzie pod prąd. Dopiero trzydzieści lat później w Polsce ktoś użyje stwierdzenia „medycyna holistyczna” i zacznie się mówić o indywidualnym podejściu do pacjenta. Brzosko był przez mu współczesnych niezrozumiany i często krytykowany komu bowiem przyszło do głowy, żeby w latach 80 tych lekarz zajmował się ziołolecznictwem. Była to domena słynnego ojca Klimuszki, ale nie poważnego medyka! Poważni lekarze leczyli antybiotykami. Brzosko wiedział swoje: dla równowagi zdrowotnej organizmu niezwykle istotna jest dobra współpraca trzech układów: nerwowego, hormonalnego i odpornościowego. Czyli: odporność wpływa na hormony, hormony na odporność, a układ nerwowy na odporność i hormony. Ale to nie był powszechny sposób myślenia. Niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że długotrwały i silny stres może doprowadzić do osłabienia organizmu i poważnej choroby. I że organizm można w tym wspomóc. Niezrażony niezrozumieniem Witold Brzosko napisał w swojej książce: „Padma jest lekiem, który zainspirował moje filozoficzne, holistyczne postawy lekarskie i ukształtował nowe pojęcie o zdrowiu i chorobie”. Uparcie kontynuował badania: opublikował ponad 500 prac naukowych z zakresu patologii, immunopatologii i medycyny klinicznej. Interesował się także innymi roślinami, minerałami i ich wpływem na człowieka. Powtarzał, że chcąc pomóc chorym, nie można leczyć tylko objawów choroby, ale przede wszystkim jej przyczyny. Co jakiś czas jeździł do Szwajcarii po Padmę, a po powrocie – pacjenci dopominali się o swoje leki. W końcu doprowadził do tego, że w 1992 roku Padma została zarejestrowana w Polsce i można było sprzedawać ją oficjalnie. Jest na rynku do tej pory i ma rzeszę wiernych fanów. Właśnie rośnie trzecie pokolenie dzieci w rodzinach, w których zażywa się ten preparat.
– Pamiętam, że cieszył się jak dziecko, kiedy mu się to udało – wspomina Herbert Schwabl.
Umarł dziewięć lat później – w pamięci wielu ludzi zachował się jako lekarz, który wysłuchiwał cierpliwie pacjentów i nie traktował ich jako kolejnych przypadków.
Poczuj ten smak
W szwajcarskiej siedzibie Padmy można posmakować ziół wchodzących w skład poszczególnych receptur. Jest tu m.in. lukrecja, cynamon, goździki, kardamon.
– Tybetańczycy opisują smak w sposób o wiele bardziej zróżnicowany niż ludzie Zachodu, potrafią określić, jak smak zmienia się w ustach i np. ze słodkiego staje się gorzki – mówi Herbert Schwabl. – Nic dziwnego, lekarze tybetańscy opisują smak i właściwości rośliny lub mieszanki, oraz efekty jej działania według własnego systemu diagnostycznego, bo uważają, że smak rośliny decyduje o jej właściwościach leczniczych.
Dlatego wszystkie zioła wchodzące w skład produktów Padma A.G. są bardzo dokładnie badane i rosną na specjalnych certyfikowanych plantacjach. – Mógłbym, oczywiście, snuć piękne historie na temat, tego, jak wspaniale nam się współpracuje z rolnikami na całym świecie i jak świetnych dostarczają nam produktów. Prawda jest taka, że czasami musimy zerwać współpracę, bo zioła nie spełniają standardów, do których jesteśmy zobowiązani – mówi Herbert Schwabl.
Dalajlama, siedem lat przed wizytą w fabryce Padmy, uczestniczył w Pierwszym Światowym Kongresie Medycyny Tybetańskiej w Waszyngtonie. Podkreślił wtedy, że należy życzyć sobie poddania tradycyjnych receptur tybetańskich testom według procedur nowoczesnej medycyny Zachodu. Dodał, że medycyna tybetańska jest skuteczna oraz że powinna służyć nie tylko Tybetańczykom czy buddystom, lecz także wszystkim ludziom. Dzięki Padmie jest na to szansa.
Krystyna Romanowska